Montaż:Adobe Premiere pro 2022 Nagranie:OBS Miniaturki:Photoshop @Oluspro 🔴 Social media 🔴TikTok🎮 https://www.tiktok.com/@22.domi.22Discord?
Brian i Charlie postanawiają zakończyć gangsterską karierę, ale żeby zapewnić sobie dostatnią emeryturę kradną sporą gotówkę chińskiej mafii. Żeby ocalić życie, złodziejom nie pozostaje nic innego, jak wstąpić do żeńskiego zakonu, a tam w przebraniu pobożnych zakonnic wcielić się w siostry: Eufemię i Inviolatę... Reżyseria Jonathan Lynn Scenariusz Aktorzy Eric Idle, Robbie Coltrane, Camille Coduri 3 osoby lubią 0 osób chce obejrzeć. obejrzy Brian i Charlie postanawiają zakończyć gangsterską karierę, ale żeby zapewnić sobie dostatnią emeryturę kradną sporą gotówkę chińskiej mafii. Żeby ocalić życie, złodziejom nie pozostaje nic innego, jak wstąpić do żeńskiego zakonu, a tam w przebraniu pobożnych zakonnic wcielić się w siostry: Eufemię i Inviolatę... Anonimowy Gatunek Komedia, Kryminał Słowa kluczowe ucieczka, miłość, ksiądz, gangster zobacz więcej Premiera 1990-03-16 (świat) Kraj produkcji Wielka Brytania Czas trwania 89 minut Nie mamy jeszcze recenzji do tego filmu, bądź pierwszy i napisz recenzję. Nie mamy jeszcze recenzji użytkowników do tego filmu, bądź pierwszy i napisz recenzję. Ta strona powstała dzięki ludziom takim jak Ty. Każdy zarejestrowany użytkownik ma możliwość uzupełniania informacji o filmie. Poniżej przedstawiamy listę autorów dla tego filmu: Dá sa to nejak jednoducho alebo treba reinstall celej mafii? vďaka; BARONTAK JESTLI MAFIE 4 BUDE STEJNÝ PASKVIL JAK REMASTR JEDNIČKY NEBO 3 DÍL TAK SE NENÍ NA CO TEŠIT; pauliepotrvzena mafie 4 :))) hnsablíží se 20. výročí hoši ; hadlTrainer pro verzi 1.2 byl preventivně odstraněn, spíše se ovšem jedná o false positive Zapewne każdy słyszał o obowiązku zdejmowania butów w japońskich mieszkaniach, knajpach albo muzeach. Wprawdzie mniej powszechne, ale jednak konieczne w miejscach publicznych, jest również ściąganie ubrań. Właściwie nakaz nagości ma rację bytu w jednym miejscu (oczywiście, przy założeniu standardowego trybu zwiedzania), a mianowicie w onsenie. Jak na kraj, w którym to wielki nietakt całować się na ulicy, a w czterdziestostopniowy upał ciężko dojrzeć roznegliżowaną Japonkę, zasady obowiązujące w onsenie mogą być nieco zaskakujące. Ale nie takich absurdalnych kontrastów już doświadczało się w tym kraju. Lepiej skupić się więc na tym, co jeszcze warto wiedzieć przed wizytą w onsenie, żeby zminimalizować własną ignorancję i udawać, że to nie pierwszy raz. I że tak właściwie to jest się człowiekiem w onsenie urodzonym, a tydzień bez wizyty w gorących źródłach jest tygodniem straconym. Ale o co chodzi, czyli kilka słów wyjaśnienia Zanim przejdziemy do obowiązujących w onsenie zasad, a jest ich kilka (co nie powinno już chyba nikogo dziwić), warto w ogóle wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Głównie po to, żeby przez przypadek, onsenowych reguł nie stosować w innym akwenie wodnym. Mogłoby się to bowiem źle skończyć. Jeszcze nie wiem dla kogo. A zatem, onsen, to jedna z najbardziej popularnych japońskich form spędzania czasu wolnego. Chyba nie do końca zrozumiana i doceniania przez obcokrajowców, w tym nas samych. A szkoda, bo niesamowicie relaksująca. Bazujące na geotermii onseny to gorące źródła, których Japonia, dzięki aktywnym wulkanom, ma ponoć 30 000. Zgodnie z prawem, aby obiekt mógł zostać sklasyfikowany jako onsen, musi mieć co najmniej 25 stopni Celsjusza przy wypływie z ziemi lub posiadać minimum 1 z 19 aktywnych składników mineralnych, które gorące źródła zawierają (słowo „lub” powoduje, że niektóre łaźnie mogą być onsenami, mimo że same podgrzewają wodę gruntową). Onseny mogą znajdować w środku budynku, tzw, notenburo albo na zewnątrz, tzw. rotenburo. W Japonii znajduje się ponad 3 000 ośrodków, w których można zrelaksować się w onsenie. Z racji swojej specyfiki, rzecz jasna, większość z nich umiejscowionych jest na prowincji (żeby nie było, w mniej aktywnych wulkanicznie rejonach również są spotykane dzięki stosowaniu odwiertów). A niektóre z nich mają niesamowite położenie. Bo jak inaczej określić miejsce, w którym mocząc się w gorącej wodzie, można podziwiać ośnieżone Fuji? W miastach, można również wybrać się do sento, których koncepcja jest podobna. Z tą różnicą, że sento są łaźniami publicznymi, w których kąpieli zażywa się w zwykłej podgrzewanej „kranówie”. W obydwu przybytkach panują jednak te same reguły, do których trzeba się dostosować. Wierzcie mi, nie ma nic gorszego niż łamiący zasady nagi gaijin. Hola, hola, Pan się przemyje Przed wejściem do onsenu należy się umyć. I lekkie przepłukanie tu i ówdzie nie wystarczy. Trzeba iść w szorowanie jak przed Pierwszą Komunią Świętą. Zazwyczaj, wszystkie kosmetyki są dostępne na miejscu, i co ciekawe, dobrej jakości. Na próżno szukać butelki z napisem w stylu „TIP: tanie i dobre”. Szorowanie mydłem odbywa się na siedząco, na specjalnie dedykowanym temu zajęciu stołeczku (nie rozumiem skąd to zdziwienie). Do płukania zaś, używa się małego, poręcznego wiaderka. Spokojnie, wszystko jest na wyposażeniu. Nie trzeba tachać ze sobą ani stołeczka ani tym bardziej wiaderka. Hola, hola, zdejm Pan te galoty Nieważne czy mamy obcisłe, srogo wycięte, złote kąpielówki z najnowszej kolekcji Armani, luzackie bermudy w palmy z wyprzedaży na Aliexpress czy fikuśne bikini z lumpeksu. W onsenie obowiązuje taki sam strój, a właściwie jego brak, dla wszystkich. Żeby było jasne: w onsenie chodzi się nago. Dla obcokrajowców może być to nieco krępujące, ale dla Japończyków, nagość w onsenie jest niesamowicie naturalna. Myślę, że niczym nie różni się od ściągnięcia butów w mieszkaniu. W związku z ową nagością, każdy onsen składa się z części damskiej (często oznaczonej kolorem czerwonym lub różowym) i męskiej (często oznaczonej kolorem niebieskim lub zielonym), a kąpieli zażywa się osobno. Co, w przypadku, większego, mieszanego grona, trudno uznać za plus. Tutaj zaserwuję Wam ciekawostkę rodem z Bravo. Ewentualnie Cosmo. Otóż, onsen, jak każde miejsce w Japonii, uczy czegoś nowego o kulturze tego kraju. Można dowiedzieć się zatem, że Japonki nie przepadają za depilacją. Żadnej części ciała. Jak kiedyś dowiedziałam się od jednej z nich (nie, że zagaiłam obcą kobietę w onsenie, rozmawiałam o tym ze znajomą) ponoć wydepilowana w okolicach bikini kobieta „należy” do członka yakuzy (japońskiej mafii) i właśnie po tym można ją rozpoznać. Wiadomo wówczas, że nie można jej tknąć. Jak na moje oko, w razie ewentualnych zalotów, trochę za późno wychodzi na jaw ta rewelacja, no ale co mafia, to obyczaj. Hola, gola, gdzie z tym ręcznikiem W onsenie ręczników dostaje się dwa: mały oraz duży. Przy czym ten drugi należy zostawić w szatni, a mały można zabrać ze sobą do wody. Podczas kąpieli, ręcznik można położyć sobie na głowie dla ochłody (nie można go jednak moczyć w gorących źródłach!) Aczkolwiek z doświadczenia wiem, że jak 40 stopni (średnia temperatura wody w onsenie) pali Cię w dupsko, to mały, wilgotny ręczniczek na głowie niewiele zmieni. Ale wygląda to profesjonalnie i przynajmniej można uchodzić za znawcę tematu oraz stałego bywalca onsenu. Mały ręcznik jest wielofunkcyjny (niby zwykły ręcznik, a tyle zastosowań – magia). I co wstydliwsi onsenowi kuracjusze używają go do zakrycia części intymnych podczas przechadzania się po obiekcie. Hola, hola, zwiąże Pani te szczecinę W wodzie właściwie nie można moczyć niczego innego oprócz ciała. Aż dziw, że można do niej w ogóle wejść… Nawet głowy nie powinno się zanurzać, nawet jeśli, ku własnemu smutkowi, włosów nie było na niej od 98 roku. Posiadacze dłuższych czupryn powinni mieć je zawsze związane. Bez dyskusji. Hola, hola, zdejm Pan te klapki Kubota czy Abibas, klapki zostają w domu. Po onsenie chodzi się boso. Niczym rusałka po porannej rosie. Japońskiej. O butach nawet nie wspominam, bo te trzeba było zostawić już dawno, zaraz po przekroczeniu progu budynku onsenu. Ale o tym wszyscy wiedzą, prawda? Hola, hola gdzie mie z tym malunkiem W Japonii fani tatuaży łatwo nie mają. Te bowiem kojarzone są z yakuzą. A nikt yakuzy w onsenach gościć nie chce. Nieważne, że obcokrajowiec nie ma pojęcia co to yakuza, a tym bardziej, nigdy do głowy nie przyszłoby mu do niej wstąpić, zapisać czy jak tam można się stać członkiem mafii. To nieważne. Do onsenu z tatuażem wejść trudno (chociaż próbować zawsze można). A będąc nago, tak, jakby nie da się go ukryć. Zresztą, podobnie jest na basenie i w wodnych parkach rozrywki. Mimo, że tam tatuaż dałoby się zakamuflować, jako, że dość naturalną sprawą dla Japończyków jest kąpanie się w ubraniach: leginsach czy bluzach (owszem, przeznaczonym do wody, ale jednak). Nikt jednak nie śmiałby tego zrobić. Hola, hola, Pan zostawi te małpkę w szatni Chluśnięcie butelki sake dla kurażu przed wejściem do onsenu nie jest najlepszym rozwiązaniem. Wparowanie tam na rauszu też nie. I nie dlatego, że oddech będzie nieświeży, a pęcherz pełny. Bardziej chodzi o ewentualny, nieciekawy efekt połączenia alkoholu i gorącej wody. Chyba, że ktoś lubi życie na japońskiej krawędzi. Hola, hola, Pan będzie ciszej i się nie gapi W Japonii cisza jest na wagę złota, a każdy przejaw hałasu traktowany jest z najwyższą uwagą. Oczywiście, jak coś, czym należy się szybko zająć, zniwelować, stłamsić albo zniszczyć. Podobnie jest też w onsenie. Co by nie zakłócać relaksu innym onsenowiczom, należy zachować względną ciszę. Można przemyśleć sobie wówczas to i owo. Byle nie za głośno. I ze wzrokiem wbitym w wodę. Bo gapienie się na innych kuracjuszy w onsenie również jest nieeleganckie. Hola, hola, gdzie Pan mie z tom żabkom Pływanie, skakanie do wody i wszelkiego rodzaju wodne akrobacje, nawet w wykonaniu tajwańskiej drużyny pływania synchronicznego są w onsenach niedozwolone. Hola, hola, Pan nie chowa Bąbelka do szafki na buty Dzieci, oczywiście, są mile widziane w onsenach. Bąbelki, tak mniej więcej, do 7 roku życia, mogą wchodzić do onsenu z którymkolwiek z rodziców. Ważne, żeby były odpieluchowane tudzież umiały kontrolować oddawanie moczu. A wiadomo, że roczniak, spokojnie już to potrafi. Ba! Na roczniaka to już ostatni dzwonek jest. Starsze dzieci powinny towarzyszyć rodzicowi tej samej płci. Hola, hola, Pan przepuści te Paniom Na szczęście jest ratunek dla tych, którzy koniecznie chcą spróbować onsenu, ale obowiązkowo w mieszanym towarzystwie. Istnieją dwa rozwiązania: wynajęcie pokoju z małym, prywatnym onsenem w ryokanie, czyli tradycyjnym, japońskim pensjonacie (często nadal w grę wchodzi jedynie kąpiel nago). Albo wycieczka do koedukacyjnego onsenu, tzw. konyoku onsen. Bo owszem, takie też istnieją. Jest ich mało, ale są. Często też, po prostu, w tradycyjnym onsenie wyznaczona jest część mieszana. Uspokajam narastające rozemocjonowanie: w takich koedukacyjnych onsenach często należy przywdziać kostium kąpielowy. Chociaż istnieją i takie, gdzie są one zakazane, a kobiety, przechodząc z przebieralni do wody, okrywają intymne części ciała małym ręcznikiem. Uwaga, jest tu nutka szaleństwa, gdyż w takim przypadku, można go zmoczyć. Panowie podczas przechadzki do wody nie zakrywają się wcale. Chyba, że bardzo chcą. Wprawdzie onsen bez 100% nagości, w kostiumach albo z okrywaniem się ręcznikami to amatorszczyzna na poziomie mocno żenującym, ale liczy się doświadczenie. Żeby nie było, my byliśmy w onsenie z cześcią rodzieloną na płci oraz koedukacyjną, takie 2 w 1 (moczyliśmy się w tej drugiej) i spełnił nasze niewygórowane oczekiwania. Ceny Ceny wizyty w onsenie nie są wygórowane i nie zrujnują wyjazdowego budżetu. Wszystko zależy od wybranej opcji: typu i lokalizacji, ale spokojnie można znaleźć miejscówkę z cenami od około 800 Jenów, czyli jakieś 30 PLN za cały dzień. Często w onsenach są też restauracje i można się posilić po wykańczającym relaksie w gorącej wodzie. Onsen jest prawie tak samo na wskroś japońską rozrywką jak paczinko. Szkoda byłoby jej nie doświadczyć podczas wizyty w Japonii. Przynajmniej raz. Nawet jeśli do końca nie pojmuje się jej idei. Zresztą doświadczanie czegoś, czego się nie rozumie, jest w Japonii standardem. Zaczęłabym się martwić, jeśli podczas kilkunastodniowej podróży nic by człowieka nie zdziwiło. A co bardziej niepokojące, wszystko by rozumiał. *Powyższy zestaw reguł jest ogólny i może mieć pewne odstępstwa w zależności od onsenu. Warto zatem w odwiedzanym przybytku zerknąć na zestaw tamtejszych zasad. Tak na wszelki wypadek. 549 views, 13 likes, 0 loves, 6 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from TVP2: Bruce Willis i John Goodman w znakomitej komedii Jak dogryźć mafii o 20:45 w TVP2 #BądźmyRazem Teraz naszego materiału możesz posłuchać również w formie podcastu! 17 września 2018 r. do władz Prawa i Sprawiedliwości w Olsztynie wpływa pismo od mężczyzny podpisanego jako „wyborca”. W lewym górnym rogu tego dokumentu widnieje napis: „POUFNE”. "Wyborca" pisze o tym, że członkini PiS i kandydatka tej partii na radną oraz wójta gminy Elbląg w październikowych wyborach samorządowych, Beata Boros-Burlingo, może być zamieszana w aferę SKOK Wołomin. „Wyborca” swój donos argumentuje troską o wyborczy wynik kandydatów Prawa i Sprawiedliwości. Partia to pismo ignoruje. Jedenaście dni później w internecie anonimowy użytkownik, podpisany jako „tłumacz”, sprawę stawia jasno: „Pani Beata Boros-Burlingo jest bez dorobku, ale za to z kilkumilionowym długiem w SKOK Wołomin i nie tylko. Jak PiS, partia czystych rąk, może tak oszukiwać wyborców i wystawiać takich kandydatów?”. Pytania nie przedostają się do opinii publicznej. Beata Boros-Burlingo w wyborach staje do boju jako kandydatka partii rządzącej. W ramach naszej nowej kampanii "Prawda" przypominamy wybrane teksty Onetu, które wpłynęły na otaczającą nas rzeczywistość. W najbliższych dniach na stronie głównej będą prezentowane kolejne artykuły z serii #WybieramyPrawdę Foto: Materiały prasowe Beata Boros-Burlingo była kandydatką PiS w wyborach samorządowych w październiku 2018 roku Retrospekcja Nie jest łatwo odtworzyć życiorys Beaty Boros-Burlingo. Staramy się z nią spotkać, ale mimo wielu prób, nie udaje nam się jej do tego przekonać. Co jakiś czas odpisuje nam za to na SMS-y. W wiadomościach częściowo potwierdza nasze ustalenia dotyczące jej zawiłej biografii. Docieramy do listu oraz dokumentów, które w 2017 r. przedstawiła w Stowarzyszeniu św. Michała – organizacji zajmującej się ofiarami afery SKOK Wołomin. W liście sama przedstawia się jako ofiara procederu wyłudzania pieniędzy. Równocześnie pisze: „Żyłam w przemocy ekonomicznej ponad 20 lat. Przez ostatnie 15 miałam swoich »aniołów stróżów«, generowałam zyski, prowadziłam z sukcesami obciążające i trudne sprawy. Nie wiedziałam jednak, że tkwię w »układzie zamkniętym«, który ma do mnie instrukcję obsługi”. Przeszłość Boros-Burlingo częściowo zna jej znajomy, który prosi o anonimowość. - Ona przez lata miała związki z tzw. złymi ludźmi. Była kobietą mafii z aspiracjami rachunkowymi, kimś w rodzaju księgowej. Ale też po prostu damą do towarzystwa. Zanim wybuchł SKOK Wołomin, kręciła się wokół ludzi związanych z aferą piłkarską i wokół szczecińskiego gangstera Stanisława P. Tyle wiem - twierdzi nasz informator. W jednym z SMS-ów Boros-Burlingo nam to potwierdza. Pisze enigmatycznie, że w życiu „przeszła przez wszystko: worek i rozporek” i przyznała, że miała związki z Marianem Dziurowiczem oraz ze wspomnianym przez naszego rozmówcę Stanisławem P. Marian Dziurowicz, już nieżyjący, w latach 1995-1999 był prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, a jego syn Piotr w 2005 r. przyznał się do handlu wynikami kilkudziesięciu meczów, ujawniając tym samym skalę afery korupcyjnej w polskim futbolu. Z dokumentów, które widzieliśmy i które zostały przekazane prokuraturze, wynika, że do pracy na rzecz rodziny Dziurowiczów wciągnęła Beatę Boros-Burlingo współpracowniczka seniora rodu. W 2002 r. ta sama osoba namówiła ją do prowadzenia postępowań podatkowych firm Stanisława P., którego kariera naznaczona jest spektakularnymi aferami. Tuż przed wybuchem stanu wojennego wraz z rodziną P. uciekł do USA, skąd wrócił w 1989 r. jako posiadacz fortuny. W wolnej Polsce zaczął od produkcji win musujących, a potem założył kolejne biznesy. W 1999 r. został aresztowany, bo zdaniem prokuratury wyłudził 30 mln zł w ramach zwrotu podatku VAT. Wyszedł na wolność za najwyższym wówczas poręczeniem majątkowym – 16,5 mln zł. W tej sprawie nigdy nie został skazany, ponieważ ciągnęła się tak długo, że się przedawniła. W pewnym momencie Stanisław P. zamieszkał wraz z rodziną w USA i przestał stawiać się przed sądami w Polsce. W 2015 r. zwłoki jego syna znaleziono na Florydzie. Zostały porzucone w bagażniku porzuconego samochodu. Do dziś policja nie wyjaśniła okoliczności jego śmierci. Stanisław P. w Polsce prowadził wystawne życie – swoim dzieciom kupował drogie samochody, a sam jeszcze w latach 90. kupił pałac nad jeziorem Miedwie. To właśnie tam – jak w wynika z jej opowieści - przez jakiś czas mieszkała Beata Boros-Burlingo. - Jej ówczesne życie było bardzo barwne – mówi jeden z naszych informatorów. Foto: Stanisław Kowalczuk / East News Rok 2014, siedziba SKOK Wołomin Wspomnienia Na początku 2017 r. Boros-Burlingo zgłasza się do Stowarzyszenia im. św. Michała, zrzeszającego ofiary wyłudzeń z wołomińskiej Kasy. Jest gotowa opowiedzieć swoją historię, choć przedstawia ją z wygodnej dla siebie pozycji: ofiary, a nie osoby zamieszanej w gigantyczne oszustwo. Do stowarzyszenia kieruje list, w którym opowiada o swojej przeszłości. Jego treść znajduje się dziś w prokuraturze. To dość chaotycznie spisane podsumowanie 20 lat życia i bliskich związków ze środowiskiem przestępczym. „Stymulowano moim życiem, miałam być grzeczna i cicho siedzieć” - pisała w liście Boros-Burlingo. „Cytuję słowa wielu osób, w tym bliskich, które w ten sposób zwracały się do mnie. Brnęłam w przekonaniu, że niczego nie jestem w stanie zmienić, popadałam w coraz głębsze stany depresyjne i lękowe. Trwała izolacja w wąskiej grupie osób spowodowała nadużywanie silnych antydepresantów z grupy BDZ, które dostarczano mi od zaprzyjaźnionego lekarza i martini lub gin. Na to zawsze mieli pieniądze... natomiast nie było pieniędzy dla mnie, a gdy raz na jakiś czas dostałam gratyfikację, spłacałam długi”. Dalsza część listu jest dramatyczna. „Gdy stawiałam opór, nie dostawałam leków na sen, a nie potrafiłam już tego znieść bez znieczulenia i snu. Miałam myśli samobójcze, które głośno komunikowałam, ale słyszałam nawet od najbliższych, żeby nie dać się zwariować. Nauczyłam się udawać, zachowywać pozory, i zbierałam dowody, aby wyrwać się z ich łap”. W piśmie do stowarzyszenia Boros-Burlingo pisze, że przez lata tkwiła w „lokalnym mafijno-politycznym układzie”. „Regularnie fundowano mi pranie mózgu, tworzono problemy duże i małe, ciągłe huśtawki emocjonalne, aby kierować moją uwagę tam, gdzie grupa miała »interes« do zrobienia" - czytamy dalej. "W 2013 roku udało mnie się ich wyrzucić z mojej nieruchomości. Hipotetycznie straciłam wszystko - dom, biuro, syna, a zyskałam kolejne długi. Paradoksalnie jednak, pomimo wszystkiego zyskałam możliwość odzyskania własnego życia, samostanowienia o sobie na miarę własnych, realnych możliwości i co najważniejsze prawa do godności” - opowiada Boros-Burlingo, wspominając relacje w grupie wyłudzającej miliony złotych ze SKOK-ów. Opisuje też próbę zerwania ze sprawcami wyłudzeń w SKOK Wołomin, od których była finansowo uzależniona. „Zaczął się horror. Najpierw trzy miesiące bez prądu, dostępu do informacji. Praca fizyczna ponad możliwości. Zaczęły się »wycieczki« na posiadłości różnych dziwnych ludzi - windykatorzy, detektyw, wierzyciele, policja, prokurator - i wszyscy ze mnie kpili, niektórzy wprost, a inni z tzw. deklaracją pomocy, tak żeby »śladów« swoich ingerencji nie zostawiać. Kolejna zima w przerażającym chłodzie, spanie w szalu, czapce... ja i dwie dobermanki. Młodsza suczka przeżyła, starsza nie. »Pomogli« jej nie przeżyć weterynarze... Taka jedna z wielu informacji zwrotnych od »grupy« do mnie... jedna z wielu. Sądziłam, że takie rzeczy dzieją się na kartach książek lub kadrów filmowych ale nie tylko. Byłam trochę jak dzikie zwierzątko opuszczone przez sforę, ale to były konsekwencje mojego wyboru. Wiktymizacja...”. Foto: Andrzej Iwańczuk / Reporter Sejm. Leonard Krasulski (z tyłu) w towarzystwie Joachima Brudzińskiego, Jarosława Kaczyńskiego i Mariusza Błaszczaka W ramach naszej nowej kampanii "Prawda" przypominamy wybrane teksty Onetu, które wpłynęły na otaczającą nas rzeczywistość. W najbliższych miesiącach na stronie głównej będą prezentowane kolejne artykuły z serii #WybieramyPrawdę. Wołomin Ponad dekadę temu Beata Boros-Burlingo związała się z ludźmi, którzy później stali się kluczowymi postaciami afery SKOK Wołomin. W swoich wspomnieniach pisała, że po pobycie w pałacu Stanisława P. wróciła do Elbląga, gdzie poznała Jacka O., z którym pozostawała w ścisłych kontaktach. "Od początku mojej współpracy »przydzielono mi opiekuna« w osobie Jacka O., który tkwił przy mnie do maja 2013 roku" – napisała w liście do Stowarzyszenia im. św. Michała. Jacek O. na przełomie maja i czerwca 2011 r. wprowadził ją w towarzystwo Piotra S. i Stanisława B. Przez prokuraturę obaj zostali później oskarżeni o udział w zorganizowanej grupie przestępczej działającej wokół wołomińskiej Kasy. Usłyszeli także zarzuty przywłaszczenia ponad 72 mln zł. „Jacek O. przedstawił mnie jako swojego pracownika. Chodziło o przygotowanie analizy dokumentacji księgowej firm Mirosława Cz.” - opowiedziała w styczniu 2018 r. Boros-Burlingo przedstawicielom Stowarzyszenia im. św. Michała. Mirosław Cz., z którym miała współpracować Boros-Burlingo, to także osoba doskonale znana organom ścigania. W 2018 r. pisała o nim „Gazeta Wyborcza”, nazywając go „szefem od słupów”: „Postawiono mu 61 zarzutów. Jest oskarżony o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Mirosław Cz. miał kierować działaniami »słupów«. Podstawione osoby zaciągały kredyty i pożyczki ze SKOK-u w Wołominie oraz BGŻ BNP Paribas z siedzibą w Warszawie”. O swojej wiedzy związanej z aferą SKOK Wołomin i przekrętach mężczyzn, z którymi pozostawała w bliskich kontaktach, Boros-Burlingo zeznaje dziś prokuraturze. Musi odpowiadać także na pytania o jej udział w całym procederze. Jednak w tej sprawie wątpliwości budzi nie tylko towarzystwo, w jakim się obracała. Według naszych informatorów, wykorzystując zamieszkiwane przez nią 100-metrowe gospodarstwo, wyłudzono ze SKOK Wołomin ponad 7 mln zł. Jak do tego doszło? Realna wartość nieruchomości wynosiła kilkaset tysięcy złotych, jednak rzeczoznawcy zawyżali ją nawet kilkunastokrotnie, a właściciele posesji – która co chwilę przechodziła z rąk do rąk – zgadzali się przy każdym kolejnym kredycie na dodatkowe obciążenie hipoteki. Kolejne przejęcia odbywały się przy udziale spółki OWG, o której Beata Boros-Burlingo mówi, że była własnością grupy przestępczej. Ostatnim ogniwem łańcucha jest właśnie Boros-Burlingo, która – wcześniej uczestnicząc w sztafecie kolejnych przejęć – zgodziła się przyjąć posiadłość obciążoną w SKOK Wołomin hipoteką na kwotę 7,05 mln zł. "Począwszy od II kw. 2013 roku samodzielnie utrzymuję nieruchomość, staram się w miarę swoich możliwości finansowych rozwiązać problem tego wyłudzenia będącego efektem systemowego, zaplanowanego działania opisanej powyżej grupy ludzi oraz osób z nimi powiązanych" – relacjonowała w liście Boros-Burlingo. Co z długiem, którego nie jest w stanie spłacić? - Ona nie musi spłacać tych długów, one są przy tym, kto je zaciągnął, ale jeżeli sąd będzie chciał, to odbierze jej tę nieruchomość – mówi w rozmowie z nami radczyni prawna z Warszawy. - Długi musi spłacać spółka, która zaciągnęła pożyczkę pod zastaw tej nieruchomości. Ta nieruchomość jest warta powiedzmy pół miliona. Nawet jeżeli tej kobiecie zostanie odebrana posiadłość, to co z pozostałym długiem i dłużnikami? SKOK Wołomin upadł, więc prawdopodobnie ktoś wzbogacił się o te długi – dodaje. - Wygląda na to, że ta pani była słupem doskonałym. Cała ta księga wieczysta jest ciekawa, taka trochę gangsterska – podsumowuje radczyni. - Mafia działała tak, że najpierw pozbawiła Beatę nieruchomości, później doszło do kradzieży pieniędzy, a na końcu nieruchomość znów trafiła w jej ręce, tylko tym razem obciążona długiem na miliony złotych – mówi anonimowo nasz informator. - W efekcie ona została z niczym, a wyłudzonej ze SKOK Wołomin kasy musi teraz szukać prokurator. Czy znajdzie? Wątpliwe. Cała afera SKOK Wołomin to był przekręt doskonały. Sprawców uchwycić jest trudno – puentuje. Foto: Maciej Łuczniewski / Reporter Beata Boros-Burlingo o swojej sytuacji opowiadała na komisji finansów publicznych, której przewodził Jacek Sasin PiS W 2016 r. Beata Boros-Burlingo wstępuje do PiS. Od tego czasu zaczyna także pojawiać się w Warszawie i uczestniczyć w miesięcznicach smoleńskich. Lokalny działacz PiS z Elbląga: - Jak PiS wygrało wybory, to ustaliła z innymi „słupami”, że się zapisze do partii. Musiała wypełnić formularz i nawpisywała tam różnych głupot, których nie sposób było zweryfikować. W zasadzie stworzyła swój nowy życiorys. Wymyśliła to sobie tak, że partia pomoże jej jakoś uporać się z długiem w SKOK-u. Gdy w 2018 r. Boros-Burlingo zdecydowała się na start w wyborach samorządowych z listy PiS, w lokalnych strukturach podniosła się wrzawa. To właśnie wtedy do partii wpłynęło pismo od "wyborcy', który ostrzegał, by nie wciągać na listy osoby zamieszanej w aferę SKOK Wołomin. Ten apel lokalne władze zignorowały. Boros-Burlingo stała się kandydatką na radną i na wójta gminy Elbląg. W swojej ulotce wyborczej napisała "Ekonomistka-specjalizacja administracja i ekonomia. Od 1993 roku pracownik Urzędu Skarbowego, organizacji pozarządowych, rewident księgowy i podatkowy". W tej sprawie do partii wpłynął pozew w trybie wyborczym. Autor tego pozwu zarzucił Boros-Burlingo, że informacje, które podała na swój temat, są zmyślone. 17 października 2018 r., tuż przed wyborami, sąd wydał w tej sprawie postanowienie uznając, że Boros-Burlingo rzeczywiście rozpowszechniała na swój temat nieprawdziwe informacje. Nie była bowiem pracownikiem urzędu skarbowego oraz rewidentem księgowym i podatkowym. Sąd zobowiązał ją do sprostowania. Jednak, co ciekawe, w trakcie kampanii kandydatka PiS przedstawiała się także jako "prezes Stowarzyszenia Wspierania Społeczeństwa Obywatelskiego im. Piotra Skargi oraz reprezentantka "interesów społecznych", co miała realizować poprzez współpracę z Komisją Finansów Publicznych Sejmu RP oraz ministerstwami sprawiedliwości i finansów. W jednej z rozmów telefonicznych z Beatą Boros-Burlingo udało nam się ustalić, że stowarzyszenie założyła sama – po to, by walczyć o ofiary SKOK Wołomin. Nigdy go jednak nie zarejestrowała. Faktem jest natomiast, że bywała w Sejmie. 11 maja 2017 r. uczestniczyła w posiedzeniu komisji finansów, prowadzonym przez posła PiS-u Jacka Sasina. „Moja posiadłość na dzień dzisiejszy stanowi zabezpieczenie hipoteczne jedno z wielu stanowiące poręczenie dla bodajże ośmioipółmilionowej pożyczki zaciągniętej w SKOK Wołomin przez osobę, która chyba była właśnie słupem” - przyznała. Wyraziła także nadzieję, że rząd PiS-u będzie walczył ze sprawcami przekrętów w wołomińskiej Kasie. Podkreślała: „To była zaplanowana wieloletnia operacja finansowa. Nieprzerwanie finalizacji tej operacji przez grupy przestępcze może rzeczywiście zaszkodzić wizerunkowi dobrych zmian w naszym kraju. Ja w nie uwierzyłam. Jestem członkiem PiS i uważam, że nie jestem naiwną osobą. Pokładam ogromną nadzieję w tym, że rzeczywiście w naszym kraju dojdzie do takich konserwatywnych rozstrzygnięć”. Zygmunt Tucholski, obecny wójt gminy Elbląg, który w 2018 r. wygrał wyborcze starcie z kandydatką PiS-u, mówi, że zetknął się z Boros-Burlingo tylko dwa razy. - Pamiętam , że zabierała głos w sprawie braku chodnika przy jednej z ulic. W roku wyborczym zaczęła pojawiać się na sesjach Rady Gminy Elbląg, głosu nie zabierała, ani też nie ubiegała się o prawo do niego. Ponadto w okresie przed, jak i w czasie kampanii wyborczej pojawiła się na kilku imprezach plenerowych organizowanych przez lokalne stowarzyszenia. I jeszcze na dożynkach powiatowych. Kampanię prowadziła głównie poprzez odwiedziny wyborców w ich domach wspólnie z kandydatami do Rady Gminy Elbląg. I na Facebooku. I to w zasadzie wszystko, co mogę powiedzieć o aktywności w roku wyborczym. Nie jest mi znana aktywność na polu publicznym w okresie wcześniejszym – mówi nam Tucholski. Trzeba przyznać, że kampania wyborcza prowadzona poprzez Facebooka szła Beacie Boros-Burlingo prężnie. Do dziś na jej profilu można odnaleźć zdjęcia z liderami PiS: Jarosławem Kaczyńskim, Mateuszem Morawieckim czy Markiem Suskim. Czy słyszał pan o związkach Beaty Boros-Burlingo ze SKOK Wołomin? - pytamy wójta Tucholskiego. - Tak, ale tylko od osób trzecich. O wiedzy posiadanej z racji sprawowanej funkcji mówić nie mogę – ucina. Jak to się stało, że pomimo ostrzeżenia, jakie wpłynęło do PiS, Beata Boros-Burlingo otrzymała szansę, by reprezentować partię w wyborach? Nasz rozmówca, blisko związany z elbląskimi strukturami PiS, mówi, że wiedzę na ten temat mają trzy osoby: poseł i były prezydent Elbląga Jerzy Wilk, szef okręgu elbląskiego i członek komitetu politycznego PiS poseł Leonard Krasulski oraz wicewojewoda warmińsko-mazurski Sławomir Sadowski. Jerzy Wilk: - Słyszałem o niej, ale ja tej pani nie znam osobiście. Ona nie mieszka w samym Elblągu, a nasza struktura jest taka, że ja zajmuję się tylko obszarem miasta. Powiat to nie moja parafia. Jeżeli szły jakieś dokumenty dotyczące tej pani, to nie do mnie. Próbujemy dalej. Wicewojewoda Sadowski ma z panią Boros-Burlingo wspólne zdjęcie na Facebooku. - Nie, nie znam tej pani. Widziałem ją zaledwie kilka razy. Nie mogę udzielić panu żadnych informacji. Nic nie słyszałem o jej ewentualnych związkach ze SKOK Wołomin. Układaniem list wyborczych w gminie Elbląg zajmował się ktoś inny. Poseł Krasulski, odpowiedzialny w PiS za gminę Elbląg, nie odpowiada na nasze liczne telefony i SMS-y z prośbą o kontakt. Boros-Burlingo napisała nam w jednej z wiadomości: „Start w wyborach to nie był żaden pomysł mojego autorstwa. Poprosił mnie zarząd partii. Nie jestem i nie byłam gangsterem, lecz ofiarą przemocy ekonomicznej”. Z naszych informacji wynika, że Beata Boros-Burlingo próbuje zerwać z przeszłością i rozpocząć nowe życie. Kilkunastokrotnie prosimy ją o spotkanie, ale za każdym razem mówi nam, że na to jeszcze nie czas. Epilog W czerwcu 2017 r. Beata Boros-Burlingo napisała list do wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza. Przekonywała w nim, że sama jest "żywym dowodem działalności przestępczej na skalę dotychczas niespotykaną w polskim systemie finansowym". "Osoby znane mi z imienia, nazwiska, kontaktów gospodarczych, powiązane w sposób bezpośredni z grupami przestępczymi działającymi, między innymi, przy SKOK Wołomin w wyniku stosowania wieloletnich, resortowych metod stręczenia wyłudziły ode mnie, w sierpniu 2012 roku, za pośrednictwem mojego syna nieruchomość celem obciążenia jej około 8 mln pożyczką wyprowadzoną z kasy SKOK Wołomin" - pisze w liście. W dalszej części przyznaje, że dla grupy przestępczej biorącej udział w wyłudzaniu kredytów z kasy SKOK Wołomin pracowała przez „ponad 15 lat”. „Moje życie zmieniono w koszmar, ale paradoksalnie poszerzyłam swoją wiedzę operacyjną, a porażkę przekuwam w pozytywne doświadczenie poprzez niesienie pomocy osobom poszkodowanym przez zorganizowane grupy przestępcze. DAŁAM RADĘ, ponieważ uwierzyłam w SYSTEMOWE DOBRE ZMIANY”. Kliknij ponownie plik 'game.exe', a gra się odpali poprawnie! Gdy wyjdziesz z gry, zobaczysz że powstał folder 'savegame'. Teraz skopiuj ten folder i wklej do - :\Program Files\Steam\steamapps\common\Mafia\Mafia. W końcu gra będzie działać bezbłędnie, więc możesz w nią grać z uśmiechem na twarzy. *Wszystkie pliki z pierwszej Home Książki Literatura obyczajowa, romans Ryzykowna misja Zeila chce zostać pełnoprawną członkinią gangu. Postanawia podstępem wydobyć informacje od Kysona, szefa wrogiej mafii. W swojej intrydze wykorzystuje swój seksapil i męskie pożądanie. W tej historii nie zabraknie zwrotów akcji, cierpienia, uczuć oraz rodzinnych tajemnic. Przygody Kysona i Zeili to prawdziwy rollercoaster. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 6,3 / 10 41 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Ogień i woda w końcu wza­jem­nie się znisz­czą i nic nie zo­sta­nie. Ogień i ogień będą się wza­jem­nie krzyw­dzić, uzu­peł­niać, na zmia­nę ga­snąć i pło­nąć coraz moc­niej. Ogień i woda w końcu wza­jem­nie się znisz­czą i nic nie zo­sta­nie. Ogień i ogień będą się wza­jem­nie krzyw­dzić, uzu­peł­niać, na zmia­nę... Rozwiń Paula Ciulak Ryzykowna misja Zobacz więcej dodaj nowy cytat Więcej Powiązane treści

Aktorzy kina akcji z roku na rok się starzeją, ale nie powstrzymuje ich to przed graniem w filmach z pościgami, strzelaninami i waleniem po ryjach. Aby zreko

Chciałabyś wstąpić do Mafii? 2014-02-24 Teraz masz taką szansę, bo zapisy ruszają 10 marca! Ta wyjątkowa, tajemnicza i pełna przygód gra miejska startuje 24 marca. Czas się spiąć i czatować na moment otwarcia czarnej listy...Mam na Ciebie zlecenie, czyli na czym polega gra? Najprościej rzecz ujmując gra polega na schwytaniu konkretnej osoby. Najpierw formujemy małe grupy, potem dostajemy imię, nazwisko i zdjęcie osoby, na którą mamy "zlecenie". Oczywiście trzeba tę osobę odnaleźć i schwytać. W grze może wziąć udział maksymalnie tysiąc osób, choć zwykle frekwencja utrzymuje się na poziomie 500. Nowością w tym roku będą listy gończe za osobami, które nie są aktywne, nie realizują zleceń, a jednak dobrze się ukrywają. Gracz, który odnajdzie osobę poszukiwaną listem gończym, otrzyma dodatkowe punkty. - To, co jest najciekawsze, to liczne historie graczy, opowiadających o tym, jak wykonali swoje zlecenie. Trafiali na "trop" nie tylko na uczelniach, w pracy, również poprzez znajomych, no i przede wszystkim przez internet - opowiada Stanisław Szwast, jeden z organizatorów gry. - Niektórzy trafiali swoje cele na aukcjach Allegro, inni potrafili nawet znaleźć stare CV i adres zamieszkania osoby poszukiwanej. Daje to również do myślenia, jak dużo informacji o sobie zamieszczamy w sieci. To także pretekst, żeby sporą ich część "posprzątać". "Mafia" to gra, która umożliwia poznanie wielu ciekawych ludzi. W czasie jej trwania organizowane są "stypy" - imprezy dla tych, którzy polegli, ale jak twierdzi Szwast, przychodzą na nie nawet "żywi". Zabawa potrwa około dwóch lub trzech miesięcy. Zakończy się w czerwcu, najprawdopodobniej przed studencką sesją. Przewidziano również afterparty w jednym z wrocławskich klubów. Zapisy już wkrótce! Zapisać się można tylko i wyłącznie na stronie organizatorów: Cena wpisowego to 6 złotych - ieniądze przeznaczone zostaną na pokrycie kosztów organizacyjnych oraz części nagród dla uczestników. Zgłoszenia będą weryfikowane tak jak podczas pierwszej edycji gry. Sprawdzone zostaną zdjęcia (musi być na nich widoczna twarz) oraz przejrzystość informacji. Po zaakceptowaniu otrzymacie maila z danymi do wpłaty wpisowego. W grze mogą wziąć udział tylko osoby pełnoletnie. Ps. Jakbyście szukali jakiejś kryjówki, to pamiętajcie, że nasze podziemia są pełne bunkrów i innych tajemnych miejsc ;) 2020 06:48 |. čau tu som ja rudixinimo,len iny učet už ma to napadlo ako si to myslel: 1.Odstranit mafiu a stiahnut a nainštalovat novu mafiu 2.Nainštalovat mafiu (ked si mafiu odstranim,tak nemazat instalacku myslim winrar subor lebo mi ho bude potreba na novy mod a instalaciu mafie 1) 3.Nainštalovat Mafia XTractor,Patch 1.0 a mod ktory
Polak zadzwonił do rosyjskiego WKU, żeby zaciągnąć się do wojska. Oto co usłyszał. Wszystko nagrał Data utworzenia: 20 lipca 2022, 11:25. Dużą popularność w sieci zyskuje nagranie, na którym podający się za 35-letniego Rosjanina Polak, dzwoni do rosyjskiej Wojskowej Komendy Uzupełnień, by dowiedzieć się, czy istnieje możliwość, by bez doświadczenia w armii, zaciągnąć się do niej, aby następnie zostać wysłanym na wojnę w celu "dorobienia" sobie. Okazuje się, że zawodowi wojskowi, nie tworzą zaporowych wymagań, co tylko potwierdza, że w Rosji trwa zakrojona na szeroką skalę mobilizacja, która ma wypełnić braki kadrowe rosyjskich wojsk w Ukrainie. Polak podający się za Rosjanina zadzwonił do rosyjskiego WKU. Zadeklarował chęć wstąpienia do armii. Foto: Alexander Ermochenko / Reuters "Kreml najwyraźniej zlecił władzom podmiotów Federacji Rosyjskiej tworzenie batalionów ochotniczych, nie decydując się na ogłoszenie częściowej lub pełnej mobilizacji w związku z inwazją na Ukrainę" – pisze w najnowszym raporcie amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW). Braki kadrowe rosyjskich wojsk w Ukrainie ISW wskazuje na relacje prokremlowskich dziennikarzy i blogerów, którzy informują, że w Rosji rozpoczęła się "mobilizacja ochotników". Według tych doniesień "każdy region (podmiot federalny, w tym dwa na okupowanym Krymie) ma stworzyć przynajmniej jeden batalion ochotniczy". Amerykański think tank podaje, powołując się na relacje w mediach, że bataliony lub mniejsze jednostki ochotnicze powstają już w szeregu rosyjskich regionów, w Kraju Nadmorskim, Baszkirii, Czuwaszji, Czeczenii, Tatarstanie, w Moskwie, w Permie, Niżnim Nowogrodzie. Według mediów władze lokalne rekrutują mężczyzn w wieku do 50 lat (w niektórych przypadkach – do 60) na sześciomiesięczne kontrakty, oferując im wynagrodzenie w wysokości od 3750 do 6 tys. dolarów miesięcznie. Niektóre regiony oferują bonus mobilizacyjny w wysokości ok. 3,4 tys. USD oraz różnego rodzaju dodatki socjalne. Polak zadzwonił do rosyjskiego WKU. Powiedział, że chce jechać na wojnę Zobacz także We wtorek 19 lipca w serwisie YouTube pojawiło się nagranie, na którym dziennikarz Marcin Strzyżewski dzwoni do rosyjskiego WKU, by zadeklarować chęć wstąpienia do rosyjskiej armii, by następnie zostać wysłanym na wojnę. Strzyżewski, który jest absolwentem filologii rosyjskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, dodzwonił się do kilku rosyjskich punktów wojskowych, podając się za 35-letniego Rosjanina, bez doświadczenia w armii. "Zadzwoniłem do rosyjskich wojskowych komend uzupełnień, czyli tzw. wojenkomatów, zapytać, czy jako 35-latek bez doświadczenia w armii mogę zostać żołnierzem zawodowym" – tłumaczy Strzyżewski. Po wykonaniu kilku telefonów do przypadkowych punktów okazało się, że 35-latek nie będzie mieć większych trudności z dostaniem się do rosyjskiej armii. Polak podający się za Rosjanina został zapytany, czy posiada rosyjskie obywatelstwo. Deklaracja o jego posiadaniu otworzyła bardzo szybko możliwość dalszej rozmowy zmierzającej do zatrudnienia się w armii. 35-latkowi poradzono, by zgłosił się do najbliższego punktu poborowego, gdzie miałyby zostać wykonane badania i podjęte dalsze kroki w jego sprawie. – Moje rozmowy potwierdzają, że w Rosji trwa cicha desperacka mobilizacja – podsumowuje dziennikarz na wideo, które w ciągu zaledwie jednej doby od pojawienia się w sieci obejrzało ponad 70 tys. internautów. Niepokojące doniesienia. Biały Dom ujawnia, co przygotowują Rosjanie Barbarzyńskie ataki Rosji. Polscy generałowie są zgodni. Tylko jedna "broń" może temu zapobiec Brytyjczyk walczący za Ukrainę oczekuje w Donieckiej Republice Ludowej na śmierć. Rosjanie zmusili go do śpiewania ich hymnu narodowego [WIDEO] (Fakt, PAP, YouTube) /1 Alexander Ermochenko / Reuters Polak podający się za Rosjanina zadzwonił do rosyjskiego WKU. Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
. 257 216 10 493 49 413 464 162

jak wstąpić do mafii